Ale sam początek i końcówka na cmentarzu to sceny, które przy odświeżaniu sobie filmu co kilka miesięcy zaczynają mnie coraz bardziej śmieszyć. Ten chód staruszka, rodzinka, która na niego patrzy w ten "filmowy" sposób i to wszystko okraszone typową amerykańską muzyką. To, jak klęczy przy grobie, a rodzinka się wpatruje (nawet mu zdjęcia robią). Wywołuje to u mnie śmiech. Żył godnie zakładając rodzinę, super.
Te ich składanie flagi, oddawanie hołdu, salutowanie, bla bla - zawsze sobie wyobrażam, że naszą planetę kolonizują jakieś obce formy życia i widzą coś takiego.,. no by pomyśleli co za debile.
Jak im pies policyjny umrze to 30 radiowozów przejeżdża - no serio? Muszą się aż tak z tym obnosić? Do mnie taki hamerykański styl nie przemawia w ogóle.